sobota, 27 września 2014

Rozdział II

Alayna

   Wróciłam do wynajętego domku, cicho skradając się do łazienki i pozostawiając po sobie tylko mokre plamy na podłodze. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, nareszcie byłam w miejscu, które od lat mnie przywoływało. Strugi wody skapywały mi po szyi i obojczykach. Boże, jak ja strasznie wyglądałam. Kości coraz bardziej się uwidaczniały, a skóra miała nienaturalny odcień. Może to tylko z zimna, w końcu stałam godzinę na plaży w deszczu. Na myśl mi przyszedł Nick - miły chłopak. Całkiem przystojny, choć jego tatuaże na dłoni budziły we mnie niechęć. Nigdy nie przepadałam z nimi, nie rozumiałam po co ktoś robi sobie jakieś bazgroły na ciele i mówi, że to ma jakieś ważne znaczenie. Wysuszyłam włosy i ubrałam stare legginsy. Zanim wszyscy się obudzili, ja zdążyłam zjeść śniadanie, wziąć leki i pooglądać SpongeBob'a.
    Razem z Scarlett postanowiłyśmy zacząć zwiedzanie Atlantic City od Boardwalk. Intrygował mnie fakt, że było tu więcej kasyn, niż sklepów ze zdrową żywnością. O dwunastej wyszłyśmy z domu, mama oczywiście kazał mi się nie przemęczać. Byłam na tyle dorosła, że nie musiała mi tego uświadamiać - ale takie są matki. Gdy przechodziłyśmy obok trzeciej budki z hot- dogami, zaczęło mi już robić nie dobrze. Przypomniało mi się też, że muszę krótko streścić Scarlett o poznaniu Nicka. Kiedy opowiedziałam jej prawie wszystko -  pomijając to, że mi się podoba i ma tatuaże. Zrobiła tylko wielkie oczy i pokręciłą głową.
- Jaki on słodki -pisnęła.
- Yhm - przyznałam.
- Umówiłaś się z nim? - spytała, a w jej głosie pobrzmiewała nuta nadziei.
- Przecież mnie znasz, nie umawiam się z obcymi facetami na randki.
- Sprostowanie ty się w ogóle z nikim się nie umawiasz. - W sumie miła całkowitą rację.
- Po prostu mam powody.
Scarlett przewróciła oczami : Jasne na przykład taki, że trafisz na chłopaka, który potępia Harrego Pottera.
   Zaśmiałam się, Scarlett często obracała wszystko w żarty. Taka już była - optymistyczna ateistka, która ubiera się jakby szła na bal Halloween. Jedyna w swoim rodzaju i za to ją uwielbiałam. Po dwudziestu minutach dotarłyśmy do najstarszego mola w USA - Boardwalk. Idąc wzdłuż mola, wsłuchiwałam się w szum oceanu. Po przeciwnej stronie na biblordzie, który miał imponujące rozmiary widniało zaproszenie na uroczyste rozpoczęcie wakacji. Nie była to najlepsza pora na spacer, pełno ludzi wpełzło na zewnątrz jak ślimaki po deszczu. Ledwo o się przecisnęłyśmy między kolejną budką z hot-dogami, a kobietą z wózkiem. Doszłyśmy na koniec mola, gdzie znajdowała się mała cukiernia z babeczkami. Usiadłyśmy po prawej stronie przy oknie.  Zamówiłam sobie bezglutenową muffinkę i wodę mineralną.
- Scareltt co sądzisz o tym festiwalu na cześć wakacji ? - spytałam.
- Dla mnie jest, bezsensu organizowanie takiego festiwalu, gdzie każdy przychodzi tylko na wyżerkę i zaliczenie nowych horyznowtów. Ale tobie z pewnością się podoba, bo może spotkasz tam swojego swojego przystojnego księcia - odpowiedziała, uśmiechając się krzywo.
- Mylisz się po prostu przyjechałam tu, żeby skreślić wszystkie hasła z mojej list. A zostało mi ich jeszcze około dziesięć. Więc jeśli będziesz dobrą  przyjaciółką to dziś pozbędę się kolejnego.
- Nie poznaję cię Lane, serio chcesz iść na tą ekstrewagancką imprezę? - spytała mrużąc oczy.
- Absolutnie, muszę korzystać z czasu który jeszcze mam.
Scarlett nic nie odpowiedziała, tylko wpęchnęła sobie prawie całą muffinkę do budzi.
   
*
   Przez dwie godziny musiałyśmy przekonywać moich rodziców. Wykorzystała cały pakiet wyuczonych na pamięć argumentów, ale to nic nie zmieniało. Bardzo się o mnie martwili, całkowicie ich rozumiałam i nie miał im za złe, że nie chcą mnie puścić na festiwal. Chciałam też, żeby zwracali większą uwagę na Olivera. To on był najbardziej poszkodowany. Ja byłam tylko chora, rodzice się tylko bali, że mogę nie doczekać jutra. Ale to Oliver całymi nocami nie mógł spać, był przygnębiony i czułam, że bardziej przeżywa moją chorobą niż ja. 
   Wreszcie udało mi się jakoś przekonać moją upartą mamę. Obiecałam jej, że będę dzwoniła co pół godziny (tyle mi się udało wywalczyć) i, że jeśli źle się poczuję od razu mam wracać do domu. Kolejnym moim problem był ubiór. Nigdy nie chodziłam na żadne imprezy - nie licząc urodziny mojej sąsiadki, która miała grubo po sześćdziesiątce. Scarlett pożyczyła mi swoją nową sukienkę, którą uważała za starą, choć miała dopiero kilka dni. Pół godziny przed wyjściem wzięłam regularną dawkę leków na białaczkę. Ubrałam brzoskwiniową sukienkę i spięłam wysoko włosy. Tak, żeby mi nie fruwały po twarzy, gdyż zamierzałam po raz pierwszy w życiu publicznie zatańczyć. Tata zawiózł nas na plażę 2 km od naszego domku. Nie mając gdzie zaparkować tata wysadził nas przed kasynem. Pocałował mnie w czoło i szpnął "Uważasz na siebie" tak przynajmniej zrozumiałam. Przeszłyśmy przez parking, aż do samego końca plaży. Gdzie była już rozstawiona scena i pełno namiotów. Ustałyśmy kilka metrów przed sceną. Jakiś młody chłopak na scenie powitał wszystkich, co wywołało kolejny ryk wrzeszczących ludzi. Fajerwerki z głośnym dźwiękiem pojawiły się na niebie, tworząc rozmaite wzory. Na scenie rozbrzmiewały świetne kawałki. Razem z Scarlett przetańczyłyśmy dwie godziny. Co spowodowało, że miałam mocne zawroty głowy. Scarlett poszła po zimną wodę, a ja usiadłam na ławce z dala od ludzi. Coraz bardziej czułam jak świat wokół mnie zaczyna wirować. Brakowało mi tchu, byłam przygotowana na śmierć, ale spotkanie z nią sam na sam jest straszne. Miałam nadzieje, że zaraz wszystko minie. Byłam sama na środku plaży a w głowie kłębiło mi się tylko jedno słowo: Śmierć.
Łzy stanęły mi w oczach czułam, że zaraz osunę się na piach. Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki wdech, gdy jakiś chłopak podszedł do mnie i złapał mnie za ramię. Odwróciłam się, to był Nick.
- Wszystko w porządku? - spytał 
- O to samo spytałeś mnie rano. - wydusiłam, wydawało mi się, że przy nim było mi trochę lepiej.
- Więc, odpowiedź jest też, ta sama?
- Tak.
Usiadł obok mnie i popatrzył się na nie jakby pierwszy raz widział człowieka.
- Teraz przynajmniej masz buty - zauważył podśmiewając się.
- Musiałam je ubrać, żeby wyjść między ludzi.
- Idziesz jeszcze na festiwal? - spytał, miałam ochotę powiedzieć "tak z przyjemnością", ale wiedziałam, że to niemożliwe.
- Raczej nie, to nie dla mnie.
Z daleko widziałam jak neonwy punkcik przede mną rozpycha ludzi łokciami, jak lodołamacz i biegnie w moją stronę. Wstałam, ale nie miałam siły by utrzymać równowagi. Nick złapał mnie za ramiona i mocno przytrzymał. Scarlett podbiegła do mnie i oblała mnie wodą. Znowu usiadłam i mimowolnie głowa opadła mi na ramię Nicka. 
- Lanie, jak się czujesz? - spytała Scarlett, powstrzymując się, żeby nie wybuchnąć paniką.
- Jak Kolumb, kiedy odkrył Amerykę.
- Co się stało? - szepnął Nick w stronę Scarlett.
Ponownie zamknęłam oczy, wydawało mi się jak w jednej chwili świat wokół mnie zamiera ciszą. Po kilku minutach otworzyłam oczy, usłyszałam ciche szlochanie Scarlett. 
- Zaraz przyjedzie twój ojciec Lanie - szepnęła. Nick nadal siedział obok mnie.
- Okej. 
_______________________________________________________________
Sorry, za moją nieobecność i za multum błędów, które wystąpiły w tym rozdziale.
Mam nadzieje, że przypadnie wam do gustu ten post i w ogóle mój blog.

Alayna postanawia wybrać się na festiwal, by spełnić jedno z haseł na jej liście. 
Rodzice mają jednak powody do zmartwień. W czasie festiwalu Alayna dostaje 
niepokojących zawrotów głowy. Spotyka również Nicka, który szczerz chce jej 
pomoc. 
Pozdrawiam i do następnego :)