Nicolas
Spojrzałem na półnagą dziewczynę stojącą przede mną w łazience. Lauren Arden. Siostra mojego przyjaciele Willa i przy tym całkiem ładna dziwka. Zacząłem całować jej szyję, dotykając jej ciała. Jęknęła z przyjemności i szybko pozbyła się mojej koszulki. Odsunąłem się, by popatrzeć przez chwilę na jej długie nogi, jędrne piersi - dobre do zabawy. Ostra laska lubiąca alkohol i imprezy, no w końcu jest dziwką. Spojrzała na mnie wołającym wzrokiem, bym zaczął. Uśmiechnąłem się na widok jej sztucznej opalenizny, brązowe kręcone włosy były w nieładzie.
- Na co czekasz Nick? - spytała błagalnym tonem, przegryzając wargę.
Znowu zacząłem ją całować, rozpięła mi spodnie, tak bardzo mnie pragnęła - och uwielbiam ten dreszczyk emocji. Oderwałem się od pocałunki, ciężko dysząc, czułem jej gorący oddech, gdy zacząłem ją posuwać.
Znalazła moje ramiona i położyła na nich ręce. Zaczęła krzyczeć, wbijając mi paznokcie skórę, tak, że chyba pociekła mi krew. Robiło się nudno, a ja byłem coraz bardziej zirytowany, ciągłym jęczeniem, wykrzykiwaniem mojego imienia i gryzieniem za ucho. W końcu się zatrzymałem, przeciągając opuszkami palców po podbródku.
- No, dobra Lauren koniec - powiedziałem chłodno.
Popatrzyła na mnie zmieszana, marszcząc czoło.
- Co? Och, przestań- wydyszała.
Szybko podniosłem moją koszulkę z podłogi.
- Jesteś pijana, a poza tym Will się tu kręci.
- Dotąd ci to nie przeszkadzało - odpowiedziała, zdezorientowana.
Założyłem koszulkę, biorąc w dłonie zimną wodą, by zwilżyć twarz i się ogarnąć. Pocałowałem w czoło Lauren, która nadal stała pod ścianą.
- Jest śliczna, ubierz się - szepnąłem jej do ucha i wyszedłem.
Idąc przez ciemny hol, nadal słychać było muzykę. Pewnie dom wyglądał, jakby przeszedł przez niego huragan. Wcale mnie to nie dziwi. Ciekawe czy Will się dowie, że przeleciałem jego siostrę. Przynajmniej impreza była rewelacyjna. Tak, jedyna w swoim rodzaju, w końcu niecodziennie ma się urodziny.
*
Ze snu wyrwał mnie dzwonek telefonu. Na wpół uśpiony, zakryłem głowę poduszką, by stłumić dźwięk. Ale telefon dzwonił, dzwonił nieprzerwanie. Wreszcie włączyła się poczyta głosowa, ale nie na długo, po pięciu sekundach rozległ się dzwonek.
- Tak? - powiedziałem, wielkim ziewnięciem, nie otwierając oczu.
W słuchawce ktoś zanosił się śmiechem.
- Happy birthday to youu, happy ..Najlepszego bracie, kiedy do ciebie wbijamy.
Kilka razy przesunąłem nadgarstkiem po czole.
- Shane odwala ci. Przecież wczoraj miałem urodziny.
- Nie zaprosiłeś mnie! - wrzasnął, tak, że oddaliłem od siebie telefon. - Myślałem, że się przyjaźnimy bracie.
A ty nawet mnie nie zaprosiłeś ?!
- Do licha jeszcze pijesz ? Shane, oczywiście, że cię zaprosiłem, przecież, wyrzuciłeś mi przez okno wieżę.
- Co ty mówisz nie byłem w Paryżu!
Rozłączyłem się. Po ciemku usiłowałem znaleźć zegar. Przypadkiem przewróciłem obrazek na szafce nocnej, a inny runęły z nim jak kostka domina. W mroku odzyskałem wzrok, czerwony cyfry, wskazywały parę minut po piątej. Zbudzony przez cholernego debila, nie miałem ochoty zakopywać się w pościeli. Wczorajsza impreza dawała się w znaki. Byłem tak obolały jak, przegrany bokser MMA, kac nie dawał mi spokoju. Podszedłem do okna, deszcz tłukł się o kolorowe markizy sklepów wzdłuż mola i zalewał chodnik. Naprzemiennie po obu stronach ulicy, nadal jarzyły się ciemnożółte lampy. Ten widok, zupełnie przypominał mi Londyn, w którym spędziłem całe dzieciństwo, choć pochodziłem z tego miejsca nienawidziłem go. Rodzice wciąż mieszkaj w Wielkiej Brytanii, z ojcem nie miałem najlepszego kontaktu od kilku lat z nim nie rozmawiałem, był rygorystycznym pracoholikiem. Mama była inna po tym jak wyniosłem się z domu przyjeżdżała do mnie kilka razy, wysyłała pieniądze i prezenty. Od rozmyślania oderwał mnie widok dziewczyny, która stała na plaży w deszczu. Była mokra na wylot, letnia sukienka, była już tak przesiąknięta wodą, że przykleiła się jej do szczupłego ciała. Ale nadal stała i patrzyła na fale, które z głośnym świstem wracały w morską toń. Ubrałem bluzę i chwyciłem parasolkę. Idąc wzdłuż plaży, wiatr oblał mi twarz ciepłymi kroplami deszczu. Sam nie wiem po co, to robiłem po prostu czułem dziwną chęć dowiedzenia się jaki powód ma ta dziewczyna by o piątej rano stać w deszczu na plaży. W sumie, może podobny do mojego orzeźwiający deszcz po męczącej nocy. Dziwny, ale zrozumiały. Nie miała butów, a wiatr owiał jej łydki morskimi roślinami - może to jakaś nimfa? Podszedłem na tyle blisko by widzieć jest ładny profil, ale ku mojemu zdziwieniu nie zwróciła nawet uwagi, gdy rozłożyłem nad jej głową parasolkę - tak, to z pewnością nimfa, albo wariatka. Uśmiechała się lekko, gdy fale przybliżały się do jej stóp lub, gdy wiatr wydawał głośny ryk.
- Wszystko w porządku? - spytałem, starając przekrzyknąć fale, gdy uderzyły o brzeg.
Roześmiała się. I po raz pierwszy odwróciła uwagę od morza. Jej twarz przypominała boginie grecką , miała olśniewając oliwkową cerę, na której spoczywały krople deszczu. Piękne zielone oczy i wydatne różowe usta. Z kasztanowych włosów nadal kapała woda, która spływała po jej szyi i ramionach.
- Tak - odpowiedziała, uprzejmym tonem.
- Więc, co tu robisz ?
- To samo co ty.
Jakoś nie wyglądała mi na osobę, która leczy kaca.
- Stoję. I zastanawiam się dlaczego krople, spadają na ziemie - odpowiedziała, wystawiając rękę od której rozbiły się krople deszczu.
- Nie słyszałaś o grawitacji? - spytałem, patrząc na nią z ukosa .
- Oczywiście, że słyszałam. Nie sądzisz jednak, że to łzy ? - spytała ponownie, zwracając się ku mojej twarzy. Patrzyłem na nią, jak zbity z tropu. O czym ona mówi, jakie łzy, myślałem, że tylko blondynki są takie.
- Tak łzy - powtórzyła. - Uważam, że to zły aniołów, które chcą oczyścić nas z grzechów. Pomóc w życiu, byśmy uczyli się na błędach.
Nadal spoglądałem na nią osłupiały. Każde jej słowo było, jak dobrze dopracowany film z lektorem. Nie sądziłem, że niektórzy tak pochodzą do pogody. Dla mnie był to zwykły deszcz, zapowiedziany dzień wcześniej przez ładną pogodynkę w telewizji. Zapewne uznawała jakiegoś chińskie bożka, uważała, że ciało i dusza muszą być w harmonii. A ludzie powinni postępować według, harmonogramu zrobionego z gwiazd przez jakiegoś łysego mnicha.
- Przeziębisz się - stwierdziłem, po kilku minutach stania. Podeszwy butów przesiąkły mi wodą, a dłoń trzymająca metalowy drążek od parasolki zaczynała mi drętwieć. Dziewczyna się uśmiechnęła, stałem przy niej już dobre pół godziny, a nawet nie wiem kim ona jest i po co to robiłem. Była ładna, ale nie w tym rzecz, po prostu nie chciałem, żeby się rozchorowała.
- Możesz sobie iść. - odezwała się, a na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
- Wolałbym, tu zostać. A, tak na marginesie, mogę wiedzieć jak się nazywasz?
- Lane- odwróciła się z uśmiechem na twarzy, podając mi rękę.
Ładne imię pasujące, do właścicielki, trochę dziwnej, ale pięknej. I bardzo dziwnej.
- Jestem Nick - odezwałem się, trzymając jej gładką dłoń.
_________________________________________________________________________
Mój pierwszy rozdział, wiem, wiem z pewnością dużo błędów. Przepraszam. :)
Nicolas - bogaty, przystojny i sprytny. Po upojnej nocy, budzi go telefon od pijanego kumpla.
Zdumiony zachowaniem dziewczyny stojącej na plaży - Alayny, postanawia poznać ją bliżej.
Choć uważa, że jest dziwna, nie przeszkadza mu w konwersacji z nią.
Jak wam się podoba. Wydaje mi się, że jest trochę banalny i krótki, ale naprawdę starałam się jakoś go
ulepszyć :/
Jak sądzicie, powinnam zmienić czcionkę? Jeśli wam przeszkadza piszecie w komentarzach.
Proszę o szczere rady, może jakieś sugestie dotyczące błędów itp.
Pozdrawiam i mam nadzieje do kolejnego tak ? :)